Bolek 2014 - dzień drugi

2 sierpnia 2014 - Polska/Słowacja/Węgry

Budzik ustawiony mieliśmy na godzinę 8, jednak obudziliśmy się o 6. Było bardzo zimno, więc zaczęliśmy grzać wodę na butli gazowej, żeby zrobić sobie ciepłą owsiankę na śniadanie. Pomału budzili się inni bolkowicze, więc nasze obozowisko zaczynało ożywać ;) Rozpoczęło się wielkie gotowanie i sprzątanie. 





Aż cztery osoby potrzebne były do złożenia jednego namiotu ;)

Zza mgły zaczął wyłaniać się nasz DUET...


O godzinie 8 byliśmy już najedzeni i spakowani. Poszliśmy więc zrobić parę zdjęć nad strumykiem płynącym obok autokaru. 










Przed 9 ruszyliśmy w drogę! 
Od razu po przekroczeniu granicy ze Słowacją zaczęliśmy szukać winiety na stacjach paliw. Zatrzymaliśmy się chyba na sześciu i w każdej powiedziano nam, że nie posiadają winiet w sprzedaży... Był to dla nas duży problem, ponieważ jechaliśmy autostradą. I stało się to, czego się obawialiśmy... Zatrzymała nas słowacka policja... Kazali nam zjechać na najbliższą stację, gdzie czekaliśmy na rozwój wydarzeń. Po godzinie 14 dowiedzieliśmy się, że mamy do wyboru albo 1500 euro mandatu, albo zatrzymują prawo jazdy naszemu kierowcy. Nie działały na nich nasze błagania, tłumaczenia, że przecież próbowaliśmy kupić winietę, ani próby wpłynięcia na ich sumienie. Byli naprawdę nieugięci. Niby mogliśmy się odwoływać, ale skutkowałoby to zabraniem naszemu kierowcy prawa jazdy na 2 tygodnie... Całą grupą postanowiliśmy, że mandat zapłacimy wspólnie z pieniędzy na kempingi. To była dla nas najlepsza opcja. Zastanawialiśmy się wtedy co muszą myśleć nowe osoby, które na Bolka pojechały po raz pierwszy... W końcu od początku mieliśmy jakieś problemy, a to z łożyskiem, a to z niemiłymi Słowakami.


Postanowiliśmy jak najszybciej opuścić nieuprzejmą, pechową dla nas Słowację. W międzyczasie Bolek, w dość niecenzuralny sposób, streścił nam historię tego zadufanego w sobie, małego państwa. Widać było, że jest naprawdę wkurzony ;)



O godzinie 17 przekroczyliśmy granicę z Węgrami i zatrzymaliśmy się w pierwszym, możliwym dla nas miejscu. Mogliśmy tam trochę odpocząć i ugotować coś na obiad.


Po 18 ruszyliśmy w drogę do Budapesztu, a o 21:30 byliśmy już na miejscu. Czekało nas nocne zwiedzanie miasta, czas mieliśmy do godziny 6. 

Budapeszt stolica Węgier, uważana za jedną z najpiękniejszych w Europie. Leży nad rzeką Dunaj, która dzieli go na dwie części prawobrzeżną, pagórkowatą Budę i lewobrzeżny, nizinny Peszt. Najwcześniejsze ślady osadnictwa ludzkiego w pobliżu Budapesztu pochodzą z epoki kamienia łupanego, około 100 do 40 tysięcy lat p.n.e. Pierwsze stałe osady w okolicach Budapesztu powstały w późnej epoce kamienia łupanego.



Najpierw postanowiliśmy zdobyć Górę Gellerta. Jak na pierwszy dzień, a właściwie noc, zwiedzania to postawiliśmy sobie dość wysoko poprzeczkę. No ale jakoś daliśmy radę. Po drodze zaczepiła nas grupa pijanych Węgrów, usłyszeliśmy za sobą tylko "Blondi z Rosji" (bardzo często na Bolku ludzie biorą nas za Rosjan...) i od razu zorientowaliśmy się o kim mowa ;) Śledzili nas przez chwilę, jednak chyba odpadli podczas wspinaczki na górę. 

Gellért Hegy - góra Gellérta swoją nazwę zawdzięcza biskupowi Gellertowi, który z nakazu pierwszego króla Węgier, Stefana, ochrzcił plemiona Madziarów. Po śmierci swego królewskiego protektora został schwytany przez byłych pogan i z zemsty zamknięty w drewnianej beczce, którą następnie spuszczono z urwiska. Dziś w legendarnym miejscu śmierci biskupa, tuż nad wodospadem, wznosi się jego pomnik. Uważana również za miejsce spotkań czarownic. W 1851 roku Habsurburgowie wznieśli tam Cytadele. Twierdzę o długości 220 i szerokości dochodzącej do 60m zaprojektował generał Emanuel Zitta. Na szczycie góry znajduje się również pomnik Wolności, wzniesiony w 1947r. według projektu Zsigmonda Kisfaludi Strobla. Olbrzymi posąg (40m wysokości) przedstawia kobietę trzymającą w wyciągniętych dłoniach gałązkę palmową, symbol zwycięstwa.



Widoki z góry były przepiękne! Cieszyliśmy się, ze zwiedzamy to miasto nocą, gdy wszystko jest tak wspaniale podświetlone. 



Idąc przez miasto podziwialiśmy jak niezwykle wygląda nocą. Po drodze znaleźliśmy sklep, w którym kupiliśmy naszą ukochaną waniliową Coca Colę oraz wino.





Most Łańcuchowy Szechenyego (Széchenyi lánchíd) to jeden z ostatnich zachowanych mostów tej konstrukcji (chodzi o łańcuchy zamiast upowszechnionych od l. 1880-tych lin). Bud. 1839-49 wg proj. W. T. Clarka przez Adama Clarka. Odbudowany 1948-49 po zniszczeniach wojennych.


Znaleźliśmy fajne miejsce z widokiem na most, postanowiliśmy tam odpocząć i wypić nasze wino. Co chwilę słychać było toasty ;)




Ale to jeszcze nie koniec tej pełnej wrażeń nocy... ;)

Komentarze

  1. Świetne zdjęcia. Widać, że wyjazd był udany. Pozdrawiam jusinx.blogspot.com.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zazdroszczę wyjazdu ;o
    http://annafashionpl.blogspot.com (dopiero zaczynam ;p)

    OdpowiedzUsuń
  3. ale piękne widoki! :)

    Zapraszam również do siebie: http://scritto-con-la-pasta.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękujemy wszystkim za komentarze! Jest nam bardzo miło, że czytacie naszego bloga :)

instagram