Podróż poślubna - dzień dziewiąty
Samolot powrotny mieliśmy późnym popołudniem, więc wybraliśmy się ostatni raz do naszej ulubionej pizzerii, a następnie wróciliśmy do hotelu. Gdy Michał skrył się w cieniu z laptopem, ja ostatni raz wskoczyłam do basenu, by popływać, a następnie delektować się słonecznymi promieniami na leżaczku ;)
Niedługo później przyjechał autokar, mający nas zawieźć na lotnisko. Kolejki do odprawy były naprawdę spore, lecz czasu też mieliśmy w zapasie. Na dodatek okazało się, że nasz samolot ma drobne opóźnienie, więc sporo czasu spędziliśmy na oglądaniu startujących i lądujących samolotów ;)
Gdy w końcu weszliśmy na pokład samolotu linii Enter Air, okazało się, że dostaliśmy siedzenia przy wyjściu ewakuacyjnym na skrzydle. Stewardessa poprosiła nas o zapoznanie się z instrukcją otwierania wyjścia ewakuacyjnego. Myśleliśmy, że siedzenia z większą przestrzenią na nogi będą dla nas wygodne, tym bardziej, że do niskich osób nie należymy ;) Okazało się jednak, że przez nadmiar miejsca i krótsze siedzenia nie moglismy się ułożyć i było nam trochę niewygodnie. Chyba wolimy ciasne miejsca, w których kolana musimy wcisnąć w fotel przed nami ;)
Pilot był niezwykle gadatliwy i choć słabo było go słychać, to co chwilę informował nas gdzie aktualnie się znajdujemy, jaka temperatura panuje na zewnątrz i z jaką prędkością lecimy. Szkoda tylko, że nie mogliśmy podziwiać miast, o których nam mówił, bo na zewnątrz było już ciemno ;)
Po godzinie 1 w nocy wylądowaliśmy na wrocławskim lotnisku. Odebraliśmy nasz duży bagaż i zadzwoniliśmy po moich rodziców, którzy już czekali w pobliżu, by nas odebrać ;) To była naprawdę udana wyprawa i lubimy wracać wspomnieniami do słonecznej Fuerteventury :)
Bardzo fajna mieliscie podroz. Zazdroszcze :)
OdpowiedzUsuń