Mój Londyn... - wakacje 2018
Ten wpis piszę typowo dla siebie... jest dla mnie bardzo ważny i sentymentalny. Nie ma tu prawie wcale zwiedzania, za to jest sporo chwil spędzonych wspólnie z moimi rodzicami i Kubusiem w Anglii.
Pod koniec lipca 2018 roku wybrałam się z Kubą do Londynu. Była to moja pierwsza samodzielna podróż z dzieckiem. Przyznam, że na początku przerażała mnie myśl o takiej wyprawie, ale później odsunęłam od siebie stres i podeszłam do tego bardzo zadaniowo. Na każdym etapie podróży odhaczałam sobie w głowie to, co było już za nami 😅 Na lotnisku stawiliśmy się z samego rana, pożegnaliśmy Michała i w drogę!
Odprawę przeszliśmy całkiem sprawnie, jednak rozwalił mi się zamek w jednej z moich toreb... Kupiłam więc wielką reklamówkę, do której wpakowałam torbę i tak ruszyliśmy do samolotu 😅
Podczas lotu Kubuś był bardzo grzeczny. Chwilę tylko zapłakał, bo był już bardzo zmęczony, ale zaraz zasnął. Siedziałam z Kubusiem na kolanach i podziwiałam widoki za oknem... nigdy mi się nie znudzą!
Po wylądowaniu na lotnisku Luton, biegiem polecieliśmy na odprawę paszportową, a następnie do autokaru. Udało nam się załapać na wcześniejszy kurs 😁 Obydwoje byliśmy już zmęczeni, ale cieszyłam się, że ten najtrudniejszy etap podróży mamy już za sobą. Nosidło ergonomiczne naprawdę się przydało, nie wyobrażam sobie trasy bez niego.
Wysiedliśmy na Marble Arch i poszliśmy w stronę metra. Tam czekaliśmy na moją Mamę, która przyjechała po nas prosto po pracy. Kubuś bardzo ucieszył się na widok babci 😁 Wsiedliśmy w Central Line i dojechaliśmy na Perivale. Doczytałam również informację, że ta linia metra powstała w 1900 roku!
Cudownie było znów znaleźć się w Londynie! Kubuś mógł spędzić więcej czasu z babcią i dziadkiem. Doceniamy każdą z tych chwil... Dni mijały nam leniwie, cieszyliśmy się swoją obecnością. Kuba miał wystawioną miskę z wodą na ogrodzie, którą traktował jak basen.
Pierwszego dnia poszliśmy kupić obiad na wynos w restauracji Kluseczka.
Upały były straszne, temperatura sięgała 34 stopni... Kubuś lubił zerkać na dziadka, gdy ten urządzał sobie drzemkę 😉 Lubił tez dokarmiać dziadka owocami, zwłaszcza borówkami. Tak bardzo brakuje mi teraz tych chwil...
Podczas wyjazdu Kuba spał ze mną na jednym materacu... Przyznam, że było to mega niewygodne, bo młody strasznie się rozpycha 😅 Jak dobrze, że od urodzenia sypia w swoim łóżeczku!
Czas spędzaliśmy głównie na zabawach w domu i na ogrodzie. Upał był naprawdę nie do zniesienia, nawet wiatrak nie dawał rady. Na szczęście Kubuś miał swoją miskę pełną wody 😁 Bańki też były dla niego mega ciekawe.
Kuba lubił droczyć się z dziadkiem i wyłączał mu wentylator. Uznał to za świetną zabawę 😅
Obiady również jedliśmy na dworze. Gdy zbliżała się drzemka Kubusia musieliśmy wpakować go w wózek i iść gdzieś na spacer, bo ciężko było mu zasnąć w domu. Kuba przyzwyczajony jest do drzemek w swoim łóżku, z zasłoniętymi roletami w oknach. Ale w wózku też dawał radę 😉
Wieczorem, gdy temperatura była już niższa, wybraliśmy się na pobliski plac zabaw.
Kolejny dzień również minął nam głownie na wspólnym czasie, spędzonym w domu, na zakupach w klimatyzowanych sklepach i na wodnych zabawach Kubusia. Spacer po okolicy? Jedynie wieczorem!
Jednego dnia wybraliśmy się z moją Mamą i Kubusiem na plac zabaw w centrum Londynu. Poszliśmy na metro, skąd linią czerwoną dojechaliśmy na miejsce.
Plac zabaw pamięci Księżnej Diany (Diana Memorial Playground) to jeden z najlepszych placów zabaw, na jakim kiedykolwiek byłam! Został otwarty w 2000 roku, w celu upamiętnienia tragicznie zmarłej Księżnej Walii, Diany. Usytuowany jest na skraju Kensington Gardens w pobliżu Kensington Palace, czyli oficjalnej siedziby księżnej.
Wszyscy byliśmy zachwyceni tym miejscem! Moglibyśmy spędzić tam z Kubusiem cały dzień, jednak upał raczej nam na to nie pozwalał. Ten plac zabaw to zdecydowanie obowiązkowe miejsce do odwiedzenia z dzieckiem, podczas zwiedzania Londynu. Znajduje się tu wiele różnorodnych atrakcji, dla dzieci w każdym wieku. Twórcy placu zabaw inspirowali się przygodami Piotrusia Pana.
Największą atrakcją zdecydowanie jest ogromy, drewniany statek piracki. Otoczony jest on plażą, czyli wielką piaskownicą, a w pobliżu znajduje się ciekawa fontanna i strumyczek. Niedaleko statku znajduje się indiańska wioska z namiotami tepee. Jest też sporo drewnianych mostów, ścieżka sensoryczna i tradycyjne huśtawki.
Plac zabaw jest po prostu rewelacyjny! Nie wiem co podobało mi się najbardziej. Jest to miejsce, w którym można spędzić naprawdę sporo czasu, a dzieci i tak nie będą miały dość 😅
Po szalonych zabawach poszliśmy na lody, by trochę schłodzić się w cieniu.
Przeszliśmy się również po Kensington Gardens. Jest tu naprawdę pięknie. Liczne kwiaty i róże dodają mega uroku, zwłaszcza dla takiego miłośnika kwiatów jak ja 😅
Zobaczyliśmy również Pałac Kensington, który jest rezydencją brytyjskiej rodziny królewskiej od XVII wieku.
Następnie skierowaliśmy się w stronę wody. Kubuś uwielbia oglądać wszelkiego rodzaju ptaki oraz inne zwierzątka.
Na koniec szybkie zdjęcie z londyńską taksówką, czerwonym autobusem oraz budką telefoniczną i biegiem wracamy do domu, bo dziadek już nalał wody do Kubusiowej miseczki, by zdążyła się nagrzać 😊
Takiemu to dobrze! Sama miałam ochotę wskoczyć do tej miski i odprężyć się w wodzie 😅
Wieczorem poszliśmy razem na ogród. Kuba był zachwycony! Jedliśmy jeżyny i jabłka. Dziadek karmił Kubusia, a Kubuś dokarmiał dziadka 😉 Tak bardzo chciałabym wrócić do tych chwil...
Ostatniego dnia samolot powrotny mieliśmy dopiero wieczorem, więc wybrałam się z Mamą i Kubą na Ealing Broadway, by zrobić jeszcze jakieś zakupy 😉
Później kilka pamiątkowych zdjęć na ogrodzie i przy domu. Dojedliśmy ostatnie jeżyny i czas się zbierać... tak bardzo nie chciałam jeszcze wracać, ale obowiązki wzywają...
Tata zamówił mi i Kubusiowi taksówkę na lotnisko. Pierwszy raz w ten sposób jechałam na Luton i muszę przyznać, że komfort jazdy dużo lepszy, a cenowo wyszło bardzo podobnie. Było mi mega przykro, że musimy już wracać. Tym bardziej, że w głowie cały czas miałam świadomość, że mój Tata jest chory i nie wiadomo jeszcze ile czasu mu zostało...
Na lotnisku odstaliśmy sporo czasu w kolejce do nadania wózka, a następnie biegiem polecieliśmy na odprawę. Okazało się, że nasz samolot jest opóźniony o godzinę... masakra! Kuba był bardzo zmęczony, ale nie mógł zasnąć, więc chodziłam z nim w wózku po lotnisku. Jakoś musieliśmy dać radę.
![]() |
Nasza reakcja na komunikat o opóźnieniu samolotu... |
Na szczęście po tej godzinie wpuścili nas na pokład. Gdy już zajęliśmy miejsca, okazało się, że mamy kolejne 40 minut opóźnienia i nie możemy opuścić samolotu. Kubuś zasnął, więc zakaz wychodzenia był mi nawet na rękę...
Lot minął nam bardzo spokojnie, ale poczułam ulgę, gdy koła dotknęły płyty lotniska we Wrocławiu. Nadal boję się latać... Dolecieliśmy do domu z dwugodzinnym opóźnieniem, po godzinie 2 w nocy, a na lotnisku czekał na nas Michał, który cały czas obserwował nas na radarze 😉
Czas spedzony z rodzina jest bardzo cenny :)
OdpowiedzUsuń