Bolek 2013 - dzień dziesiąty

10 sierpnia 2013 - Włochy - Sycylia

Wstaliśmy o godzinie 7 rano. W nocy strasznie wiało, ale dzięki temu nie było tak duszno. W parku Jana Pawła II, w którym spaliśmy, rosły kaktusy, Bolek pokazał nam, że owoce, które na nich rosną, są jadalne ;) Nazywają się opuncje i choć ciężko było je zerwać, bo porośnięte są małymi igiełkami, to naprawdę było warto poświęcić jeden z naszych ręczników, żeby ich skosztować. W smaku były po prostu przepyszne! 

O 8:30 wyjechaliśmy z Syrakuz, a o godzinie 9 byliśmy już na miejscu w Noto, jest to miasteczko we wschodniej części Sycylii, którego początki sięgają IX w. p. n. e. Pałace, kościoły, zakony, kolumny, balustrady i inne elementy dekoracyjne zbudowane są ze skały o charakterystycznej ciepłej barwie przypominającej kolor miodu. Ze względu na zabudowę z tufu - miękkiej skały o pochodzeniu wulkanicznym - Noto nazywane jest "kamiennym ogrodem". Z kolei przez UNESCO miasto zostało nazwane stolicą i perłą baroku sycylijskiego.

Ruszyliśmy więc na zwiedzanie miasta. 



Przez przypadek poszliśmy okrężną drogą, dlatego dojście do pełnego niesamowitych zabytków centrum zajęło nam trochę czasu.  
Chwilę odpoczęliśmy przy budynku widocznym poniżej, a którego nazwy nie mogę nigdzie znaleźć ;)


Z daleka zobaczyliśmy już Palazzo Ducezio, który będzie również widoczny na późniejszych zdjęciach ;) Pałac zbudowany został w roku 1748 jest dzisiaj siedzibą urzędu miasta i ozdobiony fasadą z kolumnami i kamiennymi balkonami przekrywającymi arkady stanowi wspaniały przykład rozmachu, z jakim budowano nowe Noto.



Widoczna stąd była również Katedra (także widoczna na późniejszych zdjęciach), ukończona w roku 1776, znajduje się na podwyższeniu, a prowadzą do niej niezwykle efektowne schody. W roku 1996 zawaliła się kopuła powodując wielkie straty. Renowacja trwała ponad 10 lat. Wspaniała fasada sprawia wrażenie, jakbyśmy byli w dużym mieście, a nie prowincjonalnej mieścinie.


Spacerując podziwialiśmy niezwykłe zabudowania miasteczka. Centrum naprawdę robi wrażenie ;) Weszliśmy również do Punktu Informacji Turystycznej, aby wziąć mapkę i posłuchać o wartych zobaczenia zabytkach. 




Ponownie zrobiliśmy zdjęcia przy katedrze, tym razem na ogromnych schodach. 



Sfotografowaliśmy również Pałac, z innej niż wcześniejsza, perspektywy ;) 




Kościół San Francesco, do którego prowadzą kolejne efektowne schody, pierwotnie należał do pobliskiego klasztoru, a dziś do wyższej uczelni. Charakteryzują go również wielkie drzwi drewniane ozdobione pięknymi rzeźbieniami.


Odwiedziliśmy market i zrobiliśmy zapas picia na następny dzień. Przez to szukanie marketu trochę się pogubiliśmy, choć to chyba nie możliwe w tak małym miasteczku, ale do wszystkiego jesteśmy zdolni, jak jesteśmy głodni i spragnieni ;) Dlatego gdy już znaleźliśmy odpowiednią drogę i znów znaleźliśmy się na głównej ulicy, pełnej zabytków, poszliśmy na pizze, która była tak pyszna, że zamówiliśmy jeszcze jedną ;) 


Po obiedzie usiedliśmy w parku, graliśmy w karty i odpoczywaliśmy, a następnie wróciliśmy do DUETu.




O godzinie 15 ruszyliśmy w dalszą drogę. Po jakimś czasie trafiliśmy na krętą górską dróżkę, była ona dwukierunkowa, jednak nie przystosowana do jazdy autokarem, bo zwykłym autem osobowym ciężko się tam minąć... Było już za późno, żeby zawracać, przed każdym kolejnym zakrętem zamykaliśmy oczy i nie patrzyliśmy w przepaść. W pewnym momencie przerysował nas kaktus, jednak to nie było najgorsze. Na jednym z ostrzejszych zakrętów po prostu już nie wyrobiliśmy, było tam zbyt mało miejsca, DUET przywalił w barierkę, która spadła w przepaść. Parę osób krzyknęło z przerażenia, nasz kierowca ze zdenerwowania palił papierosa za papierosem... Udało nam się jednak przejechać tą drogą i wyjechać w jakimś miasteczku, z którego zjechaliśmy w dół, w stronę morza. Zatrzymaliśmy się gdzieś przy plaży. DUET po bliskim spotkaniu z barierką miał nagięty kawałek nadwozia przy tylnych drzwiach i przygiętą felgę, ale i tak mogło być gorzej. 

Popołudnie spędziliśmy na plaży, woda była po prostu rewelacyjna!









Okazało się, że Oli otworzył się w torbie słoiczek z pulpetami, nie musieliśmy się więc zastanawiać co zjemy na obiad ;)
Następnie jeszcze na chwilę poszliśmy na plażę. Michał miał niezły ubaw na desce ;)




Po powrocie z plaży, zrobiliśmy sobie prysznic z pięciolitrówki naszej wody, myliśmy się przy drodze, dlatego ludzie z przejeżdżających obok aut dziwnie nam się przyglądali.

Następnie usiedliśmy przy autokarze i większą grupą piliśmy Fragolino, Michał z Bolkiem poszli zerwać winogron z pobliskiego pola, był słodziutki!


Po godzinie 21 ruszyliśmy w dalszą drogę i połowę tej nocy spędziliśmy w dusznym autokarze. 

Komentarze

Prześlij komentarz

Dziękujemy wszystkim za komentarze! Jest nam bardzo miło, że czytacie naszego bloga :)

instagram