Bolek 2014 - dzień siódmy

7 sierpnia 2014

To była bardzo spokojna noc, nikt nam nie przeszkadzał, nikt nas nie budził... Do czasu, choć spodziewaliśmy się tego ;) O godzinie 6 rano w meczetu wydobyło się bardzo głośne wezwanie do modlitwy... Ok, nie byliśmy jakoś zdziwieni, w końcu spaliśmy na parkingu należącym właśnie do meczetu... Jednak to wezwanie trwało chyba z 10 minut! Był nawet moment, gdy pomyśleliśmy, że to już koniec, ale to chyba była tylko przerwa na oddech ;) Gdy tylko zrobiło się cicho, ponownie poszliśmy spać. Wstaliśmy o godzinie 7:40 i zabraliśmy się za szykowanie śniadania :)



Po śniadaniu spakowaliśmy rzeczy i ruszyliśmy w drogę! Nie spodziewaliśmy się tego, że ta trasa będzie tak ekscytująca i pełna wrażeń... Trochę pobłądziliśmy, ale Bolek znalazł na mapie drogę, która prowadziła do przejścia granicznego z Czarnogórą. Na mapie wyglądała w porządku, lecz Bolek przeczytał, że jest to trochę węższa droga... Zapytaliśmy więc policjanta, czy damy radę tamtędy przejechać, spojrzał na autokar i powiedział, że damy radę...  Więc ruszyliśmy! 


Na początku droga nie wyglądała źle... Myśleliśmy, że będzie taka cały czas...




Upragnionym widokiem w autokarze była kartka z napisem "JEST WODA", każdy czekał z kubeczkiem na wrzątek ;)




Za wioską na drogę wyszły nam krowy! Całe szczęście nie były uparte i zrobiły dla nas trochę miejsca na przejazd :)


Z czasem droga zaczęła się zwężać i stawała się coraz bardziej kręta... Robiło się nieciekawie...




Po pewnym czasie na drodze nie było nawet normalnego asfaltu! Pan Tadziu był jednak oazą spokoju... Rzucił tylko do Bolka krótkie: "Bolek... ja cię kurcze zabiję..." i jest to łagodniejsza wersja tego co naprawdę powiedział ;) Ledwo mieściliśmy się na drodze, w dole przepaść... Może być gorzej?



Znowu pojawił się asfalt! Ucieszyło nas to ogromnie, myśleliśmy, że to już koniec, jednak pomyliliśmy się...



A w dole tylko przepaść... ;)



Podwójne zwężenie drogi i... co to za znak? Takiego jeszcze nie widzieliśmy! Ale nie wyglądał zbyt przyjaźnie... Szybko domyśliliśmy się, że uprzedza nas o ekstremalnych zakrętach ;)




Najgorszym dla nas widokiem były auta jadące z naprzeciwka... Ledwo mieściliśmy się na drodze, więc mijanki były czymś przerażającym... Parę razy myśleliśmy, że chyba spadniemy ;) Kierowcy aut i ich pasażerowie, byli zszokowani naszym widokiem na tej drodze. Całe szczęście większość z nich cofała do zatoczki i pozwalała nam przejechać :)





I w końcu granica! Celnicy byli bardzo zdziwieni widząc autokar w tym miejscu :) 



Myśleliśmy, że to koniec przygód... ale okazało się, że aby przekroczyć granicę musimy przejechać przez most... Bardzo wąski, drewniany most. Ciężko było nam tam zakręcić, żeby wjechać na niego, jednak Pan Tadziu dał radę. Chyba każdy wstrzymał oddech podczas tej jazdy...




Ulżyło nam, gdy znaleźliśmy się już na "ziemi" ;) Ludzie nawet bili nam brawo! Na granicy Czarnogórskiej, jeden z celników zapytał, kto chce pieczątkę, więc wszyscy podnieśliśmy paszporty do góry. Zrezygnowany celnik dzielnie szedł przez autokar i odbijał upragnione pieczątki. Musiało mu być trochę gorąco, bo autokar nie był odpalony, więc nie działała klima :)


Po przekroczeniu granicy stan dróg był dużo lepszy! Mogliśmy spokojnie podziwiać widoki, a były one przepiękne! Niestety po chwili zaczęło dość mocno padać...




O godzinie 17, gdy pogoda trochę się poprawiła, zrobiliśmy postój w małej wioseczce - Vidrovan. Nie było to urzekające miejsce, jednak w końcu mogliśmy coś zjeść i rozprostować nogi. 







O godzinie 18 ruszyliśmy w drogę do stolicy Czarnogóry! W autokarze zrobiła się niezła impreza, więc podróż minęła nam dość szybko :) 


Zatrzymaliśmy się najprawdopodobniej przy jakiejś zapomnianej części torów kolejowych... Stan większości pociągów nie wskazywał jednak na to, że jeszcze gdziekolwiek jeżdżą. Pozwolono nam tu zostać na noc.




Wagon do przewozu aut, w którym spędzimy noc :)




Zebraliśmy się szybko i ruszyliśmy zwiedzać miasto! Powoli robiło się ciemno...

Podgorica -  to największe w kraju, ponad 150-tysięczne miasto i zarazem stolica Czarnogóry, jednego z najmłodszych krajów w Europie. Polskie tłumaczenie nazwy miasta brzmi "Podgórka" – gorica to czarnogórskie słowo oznaczające "górkę" oraz nazwa jednego ze wzgórz w pobliżu miasta. Miasto było również znane jako Doclea w czasach rzymskich. W średniowieczu miasto nazwano Ribnica, a w czasach komunistycznych Titograd – od nazwiska Josipa Broza Tito, dyktatora SFR Jugosławii. 
Podgorica jako osada istniała już w XIII wieku naszej ery. Dokumenty wskazują na istniejące wówczas miasto o nazwie Birziminium. Po zakończeniu panowania rzymskiego i przejściu terenów pod rządy osmańskie przemianowano je na Ribnicę. Pod panowaniem tureckim Podgorica była w latach 1466–1878 rozwijając się głównie jako ośrodek rzemieślniczy i handlowy. Pod koniec tego okresu miasto stało się częścią Czarnogóry. W 1918 roku Wielkie Zgromadzenie Serbskie uchwaliło w Podgoricy włączenie Czarnogóry do Serbii, a później Podgorica została włączona do Jugosławii. Miasto przeszło ciężkie czasy włoskiej okupacji oraz bombardowania alianckie...

Jednym z zabytków architektury jest znajdująca się w centrum, XVIII-wieczna wieża zegarowa (Sahat kula), wzniesiona przez Turków, będąca po dziś dzień ozdobą muzułmańskiej dzielnicy. Ta czworoboczna konstrukcja stoi na placu Trg Vojvode Osmanagića w dzielnicy Stara Varoš.





Zwiedzanie miasta nie zajęło nam dużo czasu, a to dlatego, że robiło się ciemno i nie czuliśmy się tam zbyt pewnie... Postanowiliśmy nie zagłębiać się w dalsze uliczki starego miasta.






Poszliśmy na zakupy do sklepu, w końcu musieliśmy kupić coś na śniadanie... Okazało się, że ceny są bardzo niskie! To było dla nas bardzo miłe zaskoczenie :) Po zakupach zobaczyliśmy, ze Ewelina stoi w kolejce po hamburgera... Nie zwróciliśmy wcześniej uwagi na to miejsce, ale Ewelina wyczaiła, że gigantyczny hamburger kosztuje tylko 1 euro! I takim sposobem zjedliśmy bardzo sytą i smaczną kolację :)


Gdy wróciliśmy do autokaru, byliśmy padnięci... Jednak nie ma się co dziwić, ten dzień był pełen wrażeń! Postanowiliśmy, że karimaty rozłożymy w nieużywanym wagonie do przewozu aut. W razie gdyby padał deszcz, mieliśmy dach nad głową :) 


Trochę przerażająco było w środku, wyobraźnia działała, ale zmęczenie wygrało... Zasnęliśmy błyskawicznie.

Komentarze

  1. fajna wycieczka i fajny post :*
    http://annafashionpl.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. O matko! Kierowca to chyba mistrz swiata :) Wagon pewnie jeden z najbardziej nietypowych miejsc noclegowych na bolku ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pan Tadziu jest naprawdę świetnym kierowcą. Ja bałabym się tam autem pojechać, a co dopiero autokarem ;) Wagon do przewozu aut faktycznie był jednym z ciekawszych miejsc do spania, choć będzie jedno miejsce, które go przebije... ale to dopiero za parę postów ;)

      Usuń
  3. Marta czekam z niecierpliwoscia na kazdy kolejny post :) Ciekawa jestem co przebije wagony ;) Ja chyba moge zaliczyc do najbardziej nietypowych miejsc na Bolku zbombardowany hotel w Chorwacji :D Widze ze teraz czesto rozkladacie namioty na dzikusach. To chyba urok posiadania namiotow rozkladajacych sie w 2 sekundy ;) Jak my jezdzilismy to namioty byly tylko na kempingach. Dzikusy zawsze pod golym niebem.

    OdpowiedzUsuń
  4. znajome miejsca :))) fajny macie ten wycieczkowy autokar! jak macie to zorganizowane, tzn. jeździcie z grupą znajomych czy jak? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wycieczka organizowana jest przez emerytowanego profesora historii :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Dziękujemy wszystkim za komentarze! Jest nam bardzo miło, że czytacie naszego bloga :)

instagram