Bolek 2014 - dzień szesnasty
16 sierpnia 2014
Obudziliśmy się o godzinie 7 rano, a widoki jakie zastaliśmy, bardzo nas zaskoczyły! Nie spodziewaliśmy się, że za tym parkingiem jest tak pięknie! Chociaż mogliśmy się tego domyśleć, przecież to Riwiera Makarska :) Zwinęliśmy śpiwory i karimaty, a następnie przyszykowaliśmy śniadanie. Nie musieliśmy się spieszyć, bo czasu mieliśmy sporo.
Zauważyliśmy, że sporo bolkowiczów jest zadowolonych i umytych... Poszliśmy więc w kierunku, z którego wracali, bo powiedzieli nam, że są tam umywalki i kraniki. Okazało się, że po drugiej stronie ulicy znajduje się Sanktuarium Maryjne Vepric na Riwierze Makarskiej w Chorwacji. Założono je w roku 1908 za sprawą biskupa Splitu i Makarski, Juraja Carića, którego ostatnim życzeniem było, aby go tu pochować. Miejsce to jest nazywane Lourdes Riwiery Makarskiej i przyciąga co roku tysiące pielgrzymów. Usytuowane na skałach, pośród drzew, stwarza atmosferę wyciszenia i kontemplacji. Niedaleko znajduje się także kalwaria. A obok Sanktuarium znajdowała się toaleta dla pielgrzymów i spore kraniki na zewnątrz! Spokojnie się umyliśmy, a sprzątająca tam pani nie przeganiała nas.
O godzinie 9:10 ruszyliśmy w dalszą drogę, szukać kolejnych wrażeń i przygód :)
Przed Splitem trafiliśmy na spory korek, a później przez godzinę szukaliśmy miejsca do zaparkowania... Z każdą chwilą oddalaliśmy się od centrum. Całe szczęście, udało nam się znaleźć miejsce przy stadionie, zdecydowaliśmy, że zostaniemy tu na noc :)
O godzinie 9:10 ruszyliśmy w dalszą drogę, szukać kolejnych wrażeń i przygód :)
Przed Splitem trafiliśmy na spory korek, a później przez godzinę szukaliśmy miejsca do zaparkowania... Z każdą chwilą oddalaliśmy się od centrum. Całe szczęście, udało nam się znaleźć miejsce przy stadionie, zdecydowaliśmy, że zostaniemy tu na noc :)
Stadion Poljud został otwarty w 1979 roku jako jeden z obiektów igrzysk śródziemnomorskich przeprowadzonych w Splicie w tym samym roku. W latach 80. XX wieku mieścił ponad 60 tysięcy widzów. W 1990 roku zorganizowano na nim mistrzostwa Europy seniorów w lekkoatletyce. W późniejszych latach stadion, z którego na co dzień korzystają nie tylko lekkoatleci, ale także piłkarze Hajduka Split, został przebudowany, aby mógł spełnić wszystkie wymogi UEFA i FIFA. Z tego powodu miejsca stojące zastąpiono numerowanymi miejscami siedzącymi. Obiekt po raz ostatni uległ poważnemu remontowi przed zorganizowanym na nim lekkoatletycznym Pucharem Interkontynentalnym w 2010 roku. Wówczas to zamontowano nową bieżnię tartanową, obiekt wyposażono też w najnowocześniejszy sprzęt potrzebny do rozgrywania tak dużych imprez lekkoatletycznych.
Idąc w stronę zabytkowego centrum Splitu stwierdziliśmy, że chcielibyśmy spróbować czegoś taniego i typowego dla Bałkanów. Padło na Ćevapčići (ciewapczici), w skrócie zwane ćevapi, są bardzo popularnym w Chorwacji sycącym, smażonym daniem mięsnym. Ćevapi nie są chorwacką potrawą. Mieszkańcy bałkańskich krajów byłej Jugosławii ich obecność w jadłospisie zawdzięczają Turkom, przez długie lata nękającym ten rejon Europy. Kształtem przypominają krótkie kiełbaski pieczone na ruszcie. W podstawowej wersji ćevapi robi się z baraniny, rzadziej z cielęciny, a podaje z pieczywem (pogača) i surową, pokrojoną w półplasterki cebulą. Potrawa znakomicie zaspokaja głód.
Tylko gdzie zjeść najlepsze ćevapi w Splicie? Zatrzymaliśmy się na chwilę i rozmawialiśmy o tym, gdzie można dostać takowe danie... Gdy nagle zaczepił nas polak! Przysłuchiwał się nam przez chwilę, po czym stwierdził, że pokaże nam świetne miejsce. Okazało się, że mieszka w Splicie i otworzył tu polską lodziarnię. Powiedział, żebyśmy spróbowali innych, konkurencyjnych lodów, a potem wrócili do niego, bo ma najlepsze lody w Splicie. Postanowiliśmy, że po zwiedzaniu skorzystamy z zaproszenia :)
Ćevapi u Pauliny, które nam polecił, faktycznie było przepyszne i również gorąco je polecamy! Dobrze jest czasami spotkać "swoich" za granicą :)
Tylko gdzie zjeść najlepsze ćevapi w Splicie? Zatrzymaliśmy się na chwilę i rozmawialiśmy o tym, gdzie można dostać takowe danie... Gdy nagle zaczepił nas polak! Przysłuchiwał się nam przez chwilę, po czym stwierdził, że pokaże nam świetne miejsce. Okazało się, że mieszka w Splicie i otworzył tu polską lodziarnię. Powiedział, żebyśmy spróbowali innych, konkurencyjnych lodów, a potem wrócili do niego, bo ma najlepsze lody w Splicie. Postanowiliśmy, że po zwiedzaniu skorzystamy z zaproszenia :)
Ćevapi u Pauliny, które nam polecił, faktycznie było przepyszne i również gorąco je polecamy! Dobrze jest czasami spotkać "swoich" za granicą :)
Ćevapi u Pauliny |
Po jedzeniu poszliśmy dalej i dotarliśmy do znajomego nam Kościoła św. Franciszka - jest to przebudowana gotycka świątynia z XV wieku. Wewnątrz znajdują się nagrobki znamienitych mieszkańców miasta, takich jak archidiakon Tomasz (pierwszy dalmatyński historyk), pisarz Marko Marulić i kompozytor Ivan Lukačic.
Split - Stolica Dalmacji rozsławiona przez cesarza rzymskiego Dioklecjana, który wybudował tu swoją rezydencję nad samym morzem. Dzięki rozbudowie portu, Split rozwinął się do rozmiarów drugiego po Zagrzebiu miasta w Chorwacji. To ważny węzeł komunikacyjny dla dalmatyńskich wysp i generalnie dla chorwackiego wybrzeża. Split leży na półwyspie, a oblewają go wody Adriatyku. Ze swoimi ponad dwustu tysiącami mieszkańców rządzi w historycznej krainie Dalmacji. To olbrzymia jak na standardy chorwackie aglomeracja żyje z przemysłu stoczniowego, chemicznego, cementowego, drzewnego, spożywczego - rybnego, piwowarskiego, winiarskiego oraz z portu handlowego, rybackiego i pasażerskiego. Oczywiście także z turystyki.
Wspaniale było znaleźć się znowu w tym przepięknym mieście!
Przy porcie zatrzymaliśmy się na dłużej, ustalaliśmy trasę, wspominaliśmy poprzedni wyjazd, robiliśmy zdjęcia i podziwialiśmy otaczające nas widoki. Split to miasto, które wywarło na nas bardzo pozytywne wrażenie, lubimy wracać do niego wspomnieniami podczas długich jesiennych, czy zimowych dni...
Nadmorska promenada otoczona rzędami palm wyglądała wspaniale! Moglibyśmy spędzić tam cały dzień, jednak zawsze na pierwszym miejscu jest u nas zwiedzanie :)
Tym razem wiedzieliśmy już, że spacerując po wąskich uliczkach starego Splitu tak naprawdę wędrujemy po korytarzach i dziedzińcach Pałacu Dioklecjana, który obejmuje swoim ogromem niemal całe stare miasto. Doskonale pamiętaliśmy, w którą stronę mamy się kierować :)
Bez problemu dotarliśmy do Katedry Sv. Dujama. Katedra powstała w miejscu, gdzie niegdyś znajdował się grobowiec i mauzoleum Dioklecjana a później (pod koniec VII w.) kościół Sv. Marije. Wraz ze zmianami w architekturze świątynia zatraciła swój pierwotny wygląd. Wyposażenie wnętrza to istna mieszanka stylów: romanizm przeplata się z gotykiem, ten z renesansem a renesans z barokiem. Znajdują się w niej wspaniałe obrazy i rzeźby autorstwa m.in. Bonina z Mediolanu, Juraja Dalmatyńczyka, Palmy Młodszego. Warto zwrócić uwagę na popiersie Dioklecjana (jedyną pamiątkę, która została po cesarzu Dioklecjanie), kazalnicę wspartą na pięciu łokciach, ołtarze świętych Osipa i Stasa. Wrota do katedry są zdobione przez roślinne ornamenty oraz rzeźbę, która ukazuje ważniejsze sceny biblijne i historie z życia Jezusa.
Zaraz obok katedry znajduje się zjawiskowa Świątynia Jowisza, która została skonstruowana w latach 295 – 305. Jako część pałacu Dioklecjana była najprawdopodobniej przeznaczona dla najwyższych bóstw rzymskich i boskiego ojca Dioklecjana – Jowisza. Świątynia znajdowała się w zachodniej części pałacu. W średniowieczu świątynia została przekształcona w chrześcijańskie baptysterium. Wejścia do niego strzeże egipski sfinks, obok którego piętrzy się wczesnochrześcijańska kolumna.
Następnie przeszliśmy przez jedną z trzech bram miejskich - Bramę Srebrną (wschodnią), której piętro zdobią nisze i cztery otwory okienne i weszliśmy na targ.
Targ znajduje się tuż pod murami pałacu, rankiem podobno tętni życiem, a lokalni sprzedawcy przekrzykują się zachwalając swoje owoce, warzywa i inne produkty. Podczas naszej wizyty większość stoisk była już pusta, jednak udało nam się kupić to co chcieliśmy - nasz ukochany miód lawendowy! Kosztował więcej niż w przydrożnych stoiskach poza miastem, jednak była to jedyna możliwość zakupu tego miodu, bo autokarem ciężko jest zatrzymać się przy drodze. Zapłaciliśmy 30 kun, ale radość była ogromna :) Kupiliśmy również drobne pamiątki dla rodziny w postaci woreczków wypełnionych suszoną lawendą.
Następnie poszwendaliśmy się po wąskich uliczkach starego miasta, kierując się w stronę polskiej lodziarni.
Po dotarciu do LUKA ice cream&cakes zostaliśmy bardzo miło powitani przez pracującego tam mężczyznę - polaka :) Wybór lodów był spory, aż ciężko było się zdecydować, bo wszystkie wyglądały smakowicie. Dostaliśmy propozycję degustacji, żebyśmy mogli wybrać ten najlepszy dla nas. Zostaliśmy również zapewnieni, że wszystkie składniki są naturalne i świeże, a lody są domowej roboty. W końcu się zdecydowaliśmy - Michał wybrał białą czekoladę i ananasa, a Marta borówkę i mojito, choć wszystkie bardzo nam smakowały. Trzeba przyznać, że LUKA ice cream&cakes naprawdę zasługuje na tytuł najlepszych lodów w Splicie! Cena również jest konkurencyjna, bo za dwie gałki daliśmy tylko 14 kun! Jedząc lody z przyjemnością patrzyliśmy na dumnie powiewającą na wietrze, Polską flagę :)
Wszystkim gorąco polecamy LUKA ice cream&cakes i zapraszamy na ich fanpage.
Adres lodziarni:
Svačićeva 2
21 000 Split, Croatia
Spokojnym krokiem wróciliśmy do autokaru, przebraliśmy się i ruszyliśmy z powrotem, tym razem na plażę :)
Trasa była dość długa, jednak pokonaliśmy ją z przyjemnością. Split jest naprawdę przepięknym miastem!
Szliśmy ponad godzinę, ale gdy zobaczyliśmy plażę, to od razu przeszło nam całe zmęczenie! Szybko się rozebraliśmy, wzięliśmy maski do nurkowania i wskoczyliśmy do czystej, przejrzystej wody.
Woda była wspaniała! Nurkując, bawiliśmy się po prostu świetnie, właśnie tego było nam trzeba po całodniowym zwiedzaniu :) W pewnym momencie Ewelina krzyknęła, że coś jej weszło do buta i z przerażeniem krzyczała, że to na pewno jest jeżowiec... Gdy go zdjęła, okazało się, że to nie jeżowiec, a zwykła woda. Później sama przyznała, że to nawet nierealne, żeby do ciasno przylegającego buta, wkradł się jeżowiec. Mieliśmy z niej niezły ubaw ;)
O godzinie 19, gdy zaczęło robić się chłodniej, zebraliśmy się z plaży i poszliśmy pod prysznic, a następnie do przebieralni. Gdy byliśmy gotowi i mieliśmy już iść, Ewelina stwierdziła, że chce sobie jeszcze oczyścić w morzu buta z kamyczków... Jednak zamiast przejść kawałek dalej i spokojnie wejść do morza, ona stała na murku, myśląc, że jej się uda... Niestety tak się nie stało i w widowiskowy sposób wpadła do wody! Gdy wychodziła z morza, dosłownie płakaliśmy ze śmiechu ;) Nikt nie ma takiego pecha jak Ewelina. Nie było dnia, żeby nie odwaliła jakiejś śmiesznej akcji, czy żeby się nie potknęła :)
W drodze powrotnej stwierdziliśmy, że musimy wypłacić z bankomatu parę kun. Znaleźliśmy "Splitska banka", ustawiliśmy język angielski i... nie mogliśmy dać sobie rady! Ich angielski był dla nas tak niezrozumiały, że w końcu wybraliśmy język chorwacki i dopiero wtedy udało się nam wypłacić pieniądze.
Następnie poszliśmy do Konzuma i kupiliśmy składniki na kolację.
Gdy byliśmy już coraz bliżej autokaru, zorientowaliśmy się, że na stadionie rozgrywany będzie dzisiaj mecz! Wszędzie było mnóstwo kibiców, policja pilnowała terenu dookoła. Przeszliśmy więc grzecznie i usiedliśmy obok naszego DUETu. Jedząc kolację, słuchaliśmy głosu komentatora meczu i oglądaliśmy dotychczasowe zdjęcia z naszego wyjazdu :)
Bolek stwierdził, że gdy skończy się mecz i wszystkie auta odjadą, to położymy się na parkingu wzdłuż drogi i tak też zrobiliśmy. Baliśmy się tylko, że coś nas może rozjechać. Jednak była to bardzo spokojna noc :)
Piękne zdjęcia :-)
OdpowiedzUsuńSame cudowne zdjęcia w tym wpisie, ale moje serce skradł chyba port :) Chociaż stare miasto też nie odstaje.. Piękne, mam nadzieję że kiedyś tam zawędruję.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam
Anka
Świetne zdjęcia. Zazdroszczę wyjazdu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam jusinx.blogspot.com
Tam Makarska mnie nawiedza. Nie dotarłam w tym roku, ale postaram sie jak najszybciej. Widoki kojące dla oka.
OdpowiedzUsuńŚwietne zdjęcia, piękne nogi!, a te cevapi... oj jadłabym. Masakra jakiego mi smaka narobiliście!
OdpowiedzUsuń