Bolek 2015 - dzień dwudziesty pierwszy
Gdy o godzinie 6:30 zadzwonił budzik, dosłownie myśleliśmy, że nie wstaniemy... Lecz w planach mieliśmy jeszcze parę miejsc do zobaczenia, dlatego ubraliśmy się ciepło, wzięliśmy potrzebne nam rzeczy i ruszyliśmy w drogę. Podobnie jak dnia poprzedniego ruszyliśmy większą grupą, bo oprócz naszej czwórki poszły z nami jeszcze trzy osoby. Poszliśmy więc do najbliższej stacji metra, kupiliśmy bilety i w drogę! Przyjemnie jechało się w cieplutkim metrze, gdy na dworze było chłodno, zdążyliśmy się przyzwyczaić do tych greckich upałów ;) Po wyjściu z metra czekał nas jeszcze półgodzinny spacer, a po drodze mijaliśmy sporo ciekawych budynków, pomników i muzeów.
Jednym z obiektów, który przykuł naszą uwagę był budynek Muzeum Rumuńskiego Chłopa, który w latach 90-tych dostało tytuł najlepszego muzeum Europy. Niestety nie mieliśmy na tyle czasu, by móc sprawdzić, czy muzeum faktycznie na ten tytuł zasłużyło ;)
Po dość długim spacerze dotarliśmy do remontowanego Arcul de Triumf – łuk triumfalny usytuowany w północnej części Bukaresztu, na alei Kiseleff. Pierwszy, drewniany łuk stanął w tym samym miejscu zaraz po uzyskaniu niepodległości przez Rumunię (1878 r.) – walczące o wolność kraju oddziały mogły więc pod nim przejść. Kolejny obiekt wybudowano w 1922 r., po I wojnie światowej. Zburzono go w 1935 r., aby wybudować kolejny pomnik, który znajduje się obecnie w tym samym miejscu. Budowa zakończyła się we wrześniu 1936. Arcul de Triumf poświęcony jest wszystkim żołnierzom walczącym w barwach Rumunii. Podobieństwo do paryskiego Łuku Triumfalnego symbolizuje również przyjaźń rumuńsko-francuską. Trochę było nam szkoda, że trafiliśmy akurat na remont... no cóż, czasami tak bywa ;)
Po drodze widzieliśmy również budynek World Trade Center, w którym znajduje się hotel ;)
I w końcu dotarliśmy do głównego celu naszej porannej podróży, którym był Dom Wolnej Prasy w Bukareszcie - Zaprojektowany przez architekta Hoira Maicu budynek jest uważany za symbol socjalistycznej kultury w Rumunii. Obiekt, zwany wcześniej Casa Scânteii (Dom Iskry), był w okresie komunistycznym siedzibą wszystkich stołecznych redakcji gazet i czasopism. Przez ponad 50 lat, był najwyższym budynkiem w mieście (104 metry), a w latach 1952-1966 widniał na rewersie banknotu o nominale 100 lei. Jest to w pewnym sensie odpowiednik naszego warszawskiego Pałacu Kultury, lecz musimy przyznać, że nasz polski pałac robi dużo lepsze wrażenie. Stojąc przed Domem Wolnej Prasy poczuliśmy się lekko rozczarowani... i jeszcze ta reklama IKEI.
Pomimo naszego rozczarowania, nie żałowaliśmy tej porannej podróży, w końcu zobaczyliśmy coś nowego i mieliśmy okazję przejechać się rumuńskim metrem ;)
Po wyjściu z metra poszliśmy do McDonalda na śniadanie, a następnie biegiem wróciliśmy do autokaru. O godzinie 10 pożegnaliśmy Bukareszt i ruszyliśmy w stronę Bran. Droga była długa i kręta, za to widoki były po prostu nieziemskie!
Na poniższych zdjęciach dokładnie widać jak należy poruszać się po naszym bolkowym autokarze ;) Na początku może się to wydawać dość dziwne, lecz z czasem idzie się przyzwyczaić. Choć najgorzej było, gdy czasami podczas nocnej jazdy mieliśmy postój gdzieś na stacji i chciało się wyjść za potrzebą, lecz najpierw trzeba było pokonać wiele przeszkód, w postaci śpiących bolkowiczów, by wydostać się z autokaru... już za tym tęsknimy! ;)
Około godziny 15 dojechaliśmy do Bran – miejscowość w centralnej Rumunii w okręgu Braszów. Położona jest w południowo-wschodnim kącie Siedmiogrodu, pomiędzy masywami Karpat Południowych: Bucegi i Piatra Craiului, ok. 30 km od Braszowa, przy jednej z dróg łączącej Siedmiogród z Wołoszczyzną. Idąc w stronę centrum wioski mijaliśmy wiele straganów, na których można było kupić m.in. wampirze kły, kubeczki z Draculą, breloczki z Draculą i wiele innych rzeczy z wizerunkiem sławnego wampira ;)
We wsi znajduje się malowniczy zamek Bran, wzniesiony w XIV w. przez królów węgierskich, reklamowany jednak bezpodstawnie jako obiekt związany z pierwowzorem Drakuli – Władem Palownikiem, czemu zawdzięcza ogromną popularność wśród nieświadomych turystów. To dzięki książce Brama Stokera zamek uchodzi za siedzibę wampira Draculi, choć prawdopodobny pierwowzór tej postaci, nigdy w nim nie mieszkał. Przewodnik podaje, że Drakula mógł przebywać tu przez parę dni...
Bolek dał nam tylko godzinę, więc gdy zobaczyliśmy potężną kolejkę do kasy biletowej, z wielkim żalem odpuściliśmy zwiedzanie zamku... Obiecaliśmy sobie jednak, że kiedyś tu wrócimy! A na razie musieliśmy zadowolić się kupnem rumuńskiego wina i spacerem do miejsca, w którym w miarę dobrze widać zamek ;)
O godzinie 16 ruszyliśmy w dalszą drogę... Czuć już było, że wracamy do Polski. Coraz mniej czasu na zwiedzanie, za to więcej czasu w trasie, by zrobić jak najwięcej kilometrów jednego dnia. Droga była męcząca, więc Michał miał okazję zrewanżować się, za wszystkie jego śpiące zdjęcia ;)
Po godzinie 18 dojechaliśmy do Sighișoary, a tam okazało się, że nie bardzo mamy gdzie zaparkować... czas mijał, a my szukaliśmy dobrego parkingu, marnując czas, który mogliśmy przeznaczyć na zwiedzanie. po godzinie szukania zaparkowaliśmy pod Kauflandem. Było już ciemno i dość zimno... Musieliśmy pogodzić się z tym, że nie damy rady już zobaczyć miasta i musimy je dopisać do naszej listy miejsc, do których chcemy wrócić ;) Byliśmy zmęczeni i dość zdesperowani. poszliśmy więc na miasto szukać jakiegoś w miarę taniego noclegu... i tylko zmarnowaliśmy dwie godziny!
Zrezygnowani wróciliśmy pod DUET i rozłożyliśmy swoje karimaty wzdłuż krawężnika za Kauflandem, w którym nocą miała być dostawa. Spędzenie tej nocy na dworze, to była jedna z najgorszych decyzji... W ogóle nie mogliśmy się zagrzać i pół nocy przeleżeliśmy, błagając by ta noc już się skończyła... Teraz gdy wspominamy to w ciepłym domu, historia wydaje się nam ciekawym przeżyciem, lecz wtedy nie było nam do śmiechu ;)
Michał akrobata ..dobre :) dobrze że wampirów nie było ;)
OdpowiedzUsuńChyba nie dla mnie podroze autokarami :P
OdpowiedzUsuń