Podróż poślubna - dzień trzeci
Trzeciego dnia naszej podróży poślubnej czekała nas pierwsza autokarowa wycieczka objazdowa. Mieliśmy przejechać przez całą wyspę wzdłuż i wszerz ;) Pierwszym miejscem postoju były najpiękniejsze na wyspie wydmy w Parku naturalnym Duna de Corralejo. Niebo trochę się zachmurzyło, dzięki czemu pogoda do zwiedzania była idealna.
Rezerwat przyrody de las Dunas de Corralejo zajmuje powierzchnię 2,6 tysiąca hektarów. Teren ten jako park krajobrazowy został sklasyfikowany w 1994 roku. Jego główną atrakcją są ogromne wydmy. Mimo, że wydmy są częścią parku narodowego, nie ma żadnych zakazów ani ograniczeń w spacerowaniu po nich. To świetne miejsca dla wind i kite surferów. Warto też dodać, że to tu znajdują się jedne z najpiękniejszych plaż na wyspie ;)
Po nacieszeniu oczu wydmami i pustynną częścią parku naturalnego ruszyliśmy do drugiej atrakcji tego dnia, czyli na degustacje kozich serów i lokalnych wyrobów Fuerteventury, która miała odbyć się na koziej farmie :)
Po drodze minęliśmy brązowe statuetki władców Ayos i Guize, którzy władali dwoma społecznościami Guanczów, mieszkających na Fuerteventurze. Guanczowie byli rdzennymi, pogańskimi mieszkańcami Wysp Kanaryjskich, których w XV wieku postanowiono poddać chrystianizacji.
Niestety nie zatrzymaliśmy się tu, bo malutki "parking" nie był przystosowany dla autokarów ;)
Widoki za oknem były niezwykłe. Po pustynnych krajobrazach nie było ani śladu, teraz mogliśmy podziwiać krajobrazy bardziej wulkaniczne i jedynie gdzieniegdzie przebijała się zieleń nielicznych roślin.
Po 20 minutach wspinania się na górskie szczyty i zjeżdżania z nich krętymi i bardzo ostrymi drogami dojechaliśmy do celu. El Taro de Betancuria przywitało nas już z daleka kozim beczeniem i tym specyficznym zapachem ;)
Mieliśmy okazje spróbować lokalnych produktów takich jak rum miodowy, sok palmowy, różnego rodzaju kozie sery czy lokalne pikantne sosy. Finalnie rum posmakował nam tak bardzo, że kupiliśmy aż dwie butelki. Cena była dosłownie ta sama co w sklepach, więc nie baliśmy się, że przepłacimy. Natomiast pozostałe produkty, były tu znacznie droższe. Warto o tym pamiętać i nie popadać w szał zakupów ;)
Prócz kóz znalazła się tu również bardzo nierozmowna para osiołków ;)
Oczywiście nie dało się przejść obojętnie koło ogrodu pełnego pięknych kaktusów. Każdy z nich musiał zostać sfotografowany ;)
Kolejnym przystankiem była dawna stolica wyspy - Betancuria. Bez wątpienia jest ona najpiękniejszym miasteczkiem na wyspie. Wybierając lokalizacje miasta, Jean de Béthencourt kierował się względami strategicznymi. Nie tylko urodzajne ziemia, ale także centralne położenie miasta na wyspie pozwalało szybko dotrzeć we wszystkie jej zakątki. Położenie miasta w dolinie otoczonej górami miało na celu jego ochronę przed piratami.
Jak wspomniano wyżej, miasto zostało założone przez Jeana Béthencourta w roku 1405. W roku 1424 przez papieża Marcina V miasto zostało wyniesione do godności biskupstwa, jednakże nigdy żaden biskup nie pojawił się na pustynnej wyspie. Biskupstwo rozwiązano wiec już w roku 1430.
Kamieniem milowym w historii miasta była napaść piratów pod wodzą Jabána Arráeza w roku 1593. Wielu mieszkańców zostało wziętych do niewoli, a miasto zostało doszczętnie zniszczone. Dużo wody upłynęło, zanim miasto zdołało się odbudować. To nie był łatwy czas dla miasta, z trudem udało się przez wszystkie lata utrzymać status stolicy wyspy.
Dzisiaj miasto zamieszkiwane jest przez około 600 mieszkańców. Białe domy otoczone rosłymi palmami, pomiędzy którymi znajdują się zadbane poletka warzywne i ogrody sprawiają, że miasto wygląda jak oaza spokoju i ciszy. Centrum miasteczka objęto ochrona i odrestaurowano z państwowych funduszy.
Najważniejszym zabytkiem Betancurii jest Iglesia de Santa Maria, założona przez Jeana de Béthencourta. W trakcie słynnego najazdu piratów, świątynia została doszczętnie zniszczona. Odbudowano ja dopiero w początkach XVII wieku. Kościół uchodzi za jeden z niewielu zachowanych zabytków pochodzących z okresu późnego renesansu na Kanarach. Po wejściu przez portal umieszczony w bocznej nawie, świątynia odsłania przed nami swoje skarby. Złocony ołtarz główny pochodzi z XVII wieku. Został on wykonany przez mistrza z Teneryfy. Statua Marii w głównym ołtarzu depcząca półksiężyc symbolizuje zwycięstwo chrześcijaństwa nad Maurami. W bocznej nawie znajduje się uchodząca za najstarsza na wyspie rzeźbę, rzeźba świętej Katarzyny.
Obok kościoła znajduje się odrestaurowany dworek mieszczański Casa Santa María. Dzisiaj znajduje się w nim stylowa restauracja.
Jadąc dalej przez wyspę zatrzymaliśmy się na poboczu w pobliżu tamy. Widoki na drogę, którą mieliśmy jechać dalej, po prostu zapierały dech w piersiach, bo były to kręte serpentyny na zboczach gór. Coś pięknego i jakże emocjonującego, gdy autokar zajmuje prawie całą drogę i ledwo można się tu minąć z kimkolwiek ;)
Tam, gdzie znajdowała się tama, widoczny jest skrawek zieleni. Niestety tama nie spełniła swojej funkcji, bo woda spływała z gór razem z ziemią i piachem, więc zrobił się tam straszny muł. Aż trudno uwierzyć, że Fuerteventura była kiedyś zieloną, zalesioną wyspą. Dzisiejsze pustynne widoki zawdzięczamy działalności człowieka, a ponowne zalesienie wyspy jest aktualnie zbyt kosztowne.
Następny przystanek - miasto Pájara. Miasto warto odwiedzić ze względu na zabytkowy kościół Iglesia de Virgen de la Regla, a szczególnie na niezwykły jego portal główny. Budowa kościoła rozpoczęła się w roku 1645, boczna nawa została dobudowana w XVIII wieku. Barokowy portal główny ozdobiony został niespotykanymi nigdzie na wyspie figurami azteckimi. Można wśród nich dostrzec węże, konie, oraz inne dzikie zwierzęta. Podobne zdobienia nie zachowały się na żadnej innej Wyspie Kanaryjskiej. Symbole pojawiły się nad wejściem jako zachęta dla lokalnej ludności. A po chrystianizacji wyspy nikomu nie chciało się ich skuwać i tak przetrwały aż do dzisiaj. Kośció ten jest niezwykły również dlatego, że posiada on dwa oddzielne wejścia - jedno dla bogatych, drugie dla ubogich.
Wewnątrz kościoła warto zwrócić uwagę na pozłacane barokowe ołtarze z końca XVIII wieku. W głównym ołtarzu znajduje się figura Virgen de la Regla. Rzeźba patronki kościoła wykonana została prawdopodobnie pod koniec XVII wieku w Meksyku. Co dwa lata, mieszkańcy miasteczka w uroczystej procesji niosą swoją patronkę ulicami miasta w uroczystej procesji. Jak to zwykle bywa na wyspie, okazja taka sprzyja zabawie i fieście.
Po zwiedzaniu pojechaliśmy do miejscowości Tarajalejo, do restauracji R2 El Brasero Restaurant, gdzie mieliśmy zapewniony obiad. Musimy przyznać, że był to najlepszy posiłek, jaki jedliśmy na wyspie ;)
Ostatnim naszym przystankiem były pola aloesu. Ten punkt wycieczki był dla mnie zbyt komercyjny, więc zamiast chodzić po sklepie, w którym można było zakupić produkty z aloesu, woleliśmy popatrzeć na rosnący aloes. Nigdy nie widzieliśmy czegoś takiego. A jakie było nasze zdziwienie, gdy dowiedzieliśmy się, że ten aloes będzie gotowy do zbioru za około 30 lat!
Byliśmy już trochę zmęczeni, więc gdy tylko wsiedliśmy do autokaru,ułożyliśmy się wygodnie i podziwialiśmy widoki z okna. Powoli zbliżaliśmy się do naszego Corralejo.
Po powrocie do hotelu, poszliśmy na kolację, a następnie przeglądaliśmy zdjęcia z tego dnia. To była naprawdę udana wycieczka, dzięki niej mogliśmy poznać lepiej wyspę, choć i tak mieliśmy drobny niedosyt, a to oznacza, że będziemy musieli tu wrócić ;)
Piekne widoki! Coraz bardziej mi sie tam podoba!
OdpowiedzUsuń